Historia jednej sukienki
7 lat temu wracałam z Rajdu Polski, brudna, śmierdząca, piekielnie zmęczona, po kilku dniach pracy od 3:00 rano do 1:00 następnego dnia. Wsiadłam do pociągu relacji Warszawa-Katowice. Konieczność wykupienia miejscówek, Francja elegancja, że aż stracha miałam żeby usiąść na tym odpicowanym siedzeniu z moim brudnym tyłkiem. Ale przecież nie będę stała cała drogę, skoro kupiłam MIEJSCÓWKĘ !!!!
Był już późny wieczór, zadzwoniłam do taty, czy by mnie w nocy nie odebrał z dworca i rozsiadłam się wygodnie.
Minęła dłuższa chwila aż tu do mojego przedziału wchodzi ONA. Szczupła, piękna, z nieskazitelnym makijażem, nogami do nieba, w genialnej białej sukience i na szpilkach wysokości Pałacu Kultury ……
Pyta, czy może się dosiąść. Ja nieco zdezorientowana, bo przecież miejscówki i te sprawy, ale Iwona, bo tak miała na imię, stwierdziła, że najwyżej się przesiądzie jak znajdzie się właściciel miejsca i rozsiadła się wygodnie.
Nie byłabym sobą, nawet w śmierdzącym ubraniu, gdybym nie pochwaliła jej boskich butów. Wszak sama w szpilkach nie chodzę, to zawsze podziwiam je na czyjejś nodze :D
I tak zaczęłyśmy rozmawiać. Ja opowiedziałam o sobie, skąd mój wygląd i pewnie zapach, że sędzia rajdowy, że extrem, że do Katowic, że mieszkam w Tychach i inne banały. A Ona ….
A Ona mi mówi, że jest właścicielką Salonu Sukien Ślubnych, kreację która miała na sobie sama sobie uszyła (!!!!!), że wraca z pokazu czy targów (już sama nie pamiętam) mody ślubnej, że jedzie do domu i w ogóle i w szczególe. Nie mogłam od Niej oderwać oczu … no cóż, mam takie małe spaczenie zawodowe i lubię podziwiać kobiece piękno :D
Rozgadałyśmy się o ślubach, sukniach i podobnych tematach i gdy tylko zapytałam Iwonę, w takim razie jaką suknie by uszyła dla mnie ??? Bez wahania odpowiedziała, że taką ze śladem opony rajdowej :D :D :D
Dla mnie strzał w dziesiątkę.
Podróż przy miłych pogawędkach upłynęła nam szybko , pożegnałyśmy się, wymieniłyśmy się Facebookami i każda poszła w swoją stronę.
Od tamtego spotkania minęło 5 lat. W międzyczasie miałyśmy kontakt Facebookowi, coś nawzajem polubiłyśmy, skomentowałyśmy itp.
Kiedy Remek mi się oświadczył i przyszła kolej na mnie, nie miałam cienia wątpliwości do kogo uderzyć ze swoją suknią ślubną.
Na świecie nie ma przypadków, zawsze spotykasz dana osobę po coś. Nie musisz się o tym dowiedzieć od razu, Ja dowiedziałam się po 5 latach !!!!
W pociągu spotkałam Iwonę, żeby po latach się z nią zaprzyjaźnić i żeby okazała się jedną z najważniejszych osób w dniu mojego ślubu :D
Zagadnęłam Ją na fcb, że tak wyszło i że za ponad rok sama wychodzę za mąż, no i padło pytanie czy nie miałaby ochoty uszyć mi wymarzonej sukni ślubnej :D
Bałam się co mi odpowie, bo projekt, który miałam w głowie, jest w stanie uszyć i stworzyć ze wszystkimi szczegółami, tylko Ona …. IWONA !!!!!
Wysłuchała mnie uważnie, w między czasie na Messengerze podsyłałam jej zdjęcia z elementami, które chciałabym mieć na swojej sukni. Nie jestem modelką w rozmiarze 36, więc na pewno nie chciałam bezy, żeby sama tak nie wyglądać, chciałam ukryć mankamenty, podkreślić atuty i tatuaż z tatą. Dodatkowo miało być nawiązanie do mojego nazwiska …. Więc sami wiecie, generalnie do zrobienia ale chyba na czterech kreacjach hahahahhahahaha
Na moje szczęście Iwona, z uśmiechem na ustach dopytała o kilka szczegółów i powiedziała sakramentalne TAK :D
Ja w skowronkach, uchachana, Ona roześmiana z mojej reakcji i nagle ….. zapadła cisza !!!!!
Dla mnie chwila grozy, która trwała wieczność. Jakbym siedziała w szafie i czekała aż morderca wyjdzie z pokoju i mnie nie zauważy. Wstrzymałam oddech …. i nagle Iwona wypala – aaaa hu…., tą z oponą i tak Ci uszyję
hahahahahahahahahaha
Ja w brecht, Iwona w brecht i się brechtamy :D :D :D
Tak zapoczątkował się ciąg zdarzeń, który doprowadził nas z Iwoną do tego, że uszyła mi w rezultacie 3 sukienki !!!!!!
Ślubną główną, która była zwieńczeniem moich marzeń.
Na pierwsze przymiarki pojechałam z Marlesią, moją świadkową. Baaardzo, ale to bardzo chciałam wystąpić w bieli ….dopóki dziewczyny w salonie mnie w taka suknie nie ubrały. Boże, wyglądałam jak tort Pawłowej z podwójnym kremem. No istny dramat. Byłam optycznie 10 razy większa niż jestem. Deprecha murowana. I tu absolutny profesjonalizm Iwony wziął mnie za ryj. Od razu przyniosła suknie w kolorze pisaku, koniakowe i ivory. Pierwsze przymiarki były najważniejsze. Momentalnie wyszło, że absolutnie kolor koniakowy, że na pewno góra gładka, bo zarówno koronka jak i kryształki, poharatały mi całe ręce, a to ma by kreacja, którą mam mieć cały dzień na sobie i czuć się w niej komfortowo. Nie chciałam mieć odcięcia w tali (z czego docelowo zrezygnowałyśmy w ostatnim momencie) i co najważniejsze ABSOLUTNIE NIE GORSET. Po pierwsze mój komfort, po drugie, duży i ciężki biust, po trzecie bielizna i w końcu po czwarte moje duże ramiona. Chciałam mieć suknie, pod która włożę normalny stanik, w której będę się czuła jak w t-shircie.
Wszystkie te kryteria spełniła królowa Ksymenek. Moja suknia miała normalny dekolt, nie ważyła tony i miała jeden najważniejszy element – pagony. Były One największym atutem mojej kreacji. Maskowały moje szerokie ramiona i podkreślały „tatę” na moim ramieniu.
Drugą suknią była suknia z oponą. Jej historie już znacie, pomysł narodził się w pociągu :)
Była prosta, absolutnie nie biała i nosiła na sobie znak opony, która przejechała odcinek na Dakarze.
I tu jest kolejna historia, która może nosić miano niesamowitej opowieści.
Nie wiem jak Iwona dotarła do mojej koleżanki Gosi Żyły, która z mężem jeździ na rajdach terenowych. Nie wiem jakim cudem te dwie szalone baby się zgadały i co jej Iwona nagadała, ale w rezultacie, Gosia podarowała Iwonie oponę, która przejechała z nimi odcinek na Rajdzie Dakar, ta obsmarowała ją farbą i jak gdyby nigdy nic, przejechała nią po MOJEJ KIECCE !!!!!!!!
Wysłała mi nawet z tego wydarzenia film hahahahahah
Ja się prawie posikałam ze strachu i szczęścia jednocześnie. Efektu końcowego nie widziałam do dnia swojego ślubu, ale widziałam, że to będzie kreacja na miarę mistrzowskiego wejścia.
Ta dziewczyna z Tąpkowic to bogini mody ślubnej i to musicie wiedzieć …. Iwona to mistrzyni swojego fachu i nikt jej nie przebije !!!
A skoro miałam już dwie suknie, to sobie pomyślałam, że chcę jeszcze trzecią hahahahhahaaha
Dokładniej chodziło mi o to, że skoro jestem już tak dobrze pomierzona wzdłuż i w szerz, to poproszę moją boginię krawiectwa o uszycie mi sukienki na różne okazje. Ze względu na moje gabaryty i duży biust, nigdy nie mogłam kupić sobie ładnie leżącej i dopasowanej kreacji na tzw. wyjścia. Ta kreacja była w kolorze garnituru pana młodego, który jeszcze o tym nie widział, podszyta złotem. Marzyła mi się sukienka zwiewna i elegancka, z dłuższym tyłem i łódeczkowym dekoltem. I taka też została uszyta. Moja trzecia kreacja była po prostu śliczna ;D
Tym sposobem dołożyłam Ksymenkom roboty, a w przeddzień ślubu miałam w szafie 3 wieszaki z trzema skarbami.
Wiecie co było najważniejsze w dniu ślubu ??? Nikt inny, jak sama Iwona, pomagała mi się ubrać w tą piękną suknię !!
I kto był najszczęśliwszą panną młodą ??????
fot.: http://karetta.pl/